środa, 28 września 2016

Cisza - Część 2

Odwaga. Słowo, które męczyło go nie od wielu dni czy lat, a pełnych stuleci. Przypisać sobie mógł wiele cech nieosiągalnych dla bytów mu podobnych, chociażby swoją największą dumę - cierpliwość, acz odwagi pod żadną dopuszczalną sobie formą nie zaszczyciła go obecnością w przedziwnym charakterze należącym do Mrocznego.
Rumpelsztyk - imię wzbudzające niepokój w krainach tak odległych od Zaczarowanego Lasu, że zdawało mu się, że jego sława poniosła się nawet po miejscach, gdzie nigdy się nie znalazł i nie znajdzie. Ludzie najwyraźniej lubili plotkować o tym co złe i przerażające, a przecież... straszenie było czymś, co wychodziło mu najlepiej na świecie. Straszył dorosłych, straszył dzieci, straszył Bellę, straszył siebie. Ah, jakiż inny potwór był w stanie przerazić samego siebie na tyle by zniknąć, uciec, nie dokończyć dzieła i zaszyć się w gęstwinie?
Natury i myśli.
Nie wiedział już czy to kamień wbija mu się w plecy czy poczucie winy, czy łza cieknie po policzku czy pchła wędruje po nim w strony przeróżne. Po prostu leżał i odliczał do śmierci, która nadejść nie miała, bo ileż to sekund miałaby mieć wieczność, którą posiadł wraz z Mocą? Leżała gdzieś tam, w pół żywa i w pół martwa, przypominając bladością lica nikogo więcej jak topielicę, płynącą gdzieś w pobliskim strumieniu, przesiąknięta wszystkim i obojętna każdemu, kto tylko nie musiał na nią patrzeć. Bo tak przecież było - póki nie widział - nie żal mu było i tak właśnie próbował na odosobnieniu egzystować, oczekując przeminięcia problemu w sposób naturalny: niech rozmyje się sam sobie, da mu spokój. Odwidziało się bestii robienie sobie przeszkód i problemów równych tym z przeszłości. Skoro nie potrafił naprawić tego co było, jak miałby zapracować na teraz? Baelfire był wciąż daleko, a ojciec jego obiecał wszechświatowi już dawno, że nie spocznie do dnia, w którym sprowadzi go do domu.
Tak też Mroczny zabił w sobie potrzebę powrotu do zionących chłodem i nicością lochów, gdzie dogorywała już jego niedoszła, przekupna żona. Jak śmiała dać zwieść się Złej Królowej i zdradzić tego, którego podobno, bo na pewno nie rzeczywiście kochała? Jak miał nazwać uczucie tak podłe, by zmuszało go do serii wyrzeczeń dla jednostki tak zapatrzonej we własną wersję rzeczywistości, że nie próbowała rozumieć i stawiać rzeczy z innego punktu widzenia, a jedynie naginać rzeczywistość tak, by zaspokoić własne ego, jeżeli nie miłością? I jakże miał nazwać uczucie każące Pięknej okiełznanie Bestii i uwiązanie jej jak psa na łańcuchu, jak własność, jak...
Uderzył pięścią w sosnę, a ta zachwiała się niepewnie, obsypując z kory w miejscu, gdzie zetknęła się z jego ręką.
Czy już zawsze gdy myśleć będzie o tym co się stało będzie czuł do siebie wstręt tak wielki jak teraz? Brakowało mu jedynie odwagi. Odwagi by poprosić o więcej i dać z siebie tyle, ile powinien. Odwagi by nie popełnić znów tych samych błędów, które sprawiły, że był aż tak, do cna... zepsuty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Koniec psot.