wtorek, 27 września 2016

Cisza - Część 1

Płomyk drżał, a poza jego panicznym, obijającym się echem po sali szlochem nie dało się usłyszeć nic. Żaden dźwięk nie śmiał stłumić resztek ciszy, która jakimś cudem dawała radę trzymać Rumpelsztyka w ryzach.
Nie było tu dla ciebie miejsca świeczniku, a jednak przyszedłeś spojrzeć na zlodowaciałe, obite, leżące na ziemi ciało kobiety, której potwór, jakim właściciel zamczyska się stał, nie potrafił zaakceptować. Bo pokochać - pokochał, serce mu biło jak szalone, wpadał w wir, manię, chciał więcej i więcej. Chciał czerpać ich relację garściami, a mógł jedynie uszczknąć niepewnie coś i nic... i przeprosić. Bo nie wolno, bo nie wypada, bo boli.
"Dlaczegóż on to uczynił" zawył, ale Rumpelsztyk nie usłyszał już tych słów, bo chwilę przed nimi zniknął w kłębie dymu, całkowicie zdemotywowany własnym uczynkiem i okropnością, jakiej to dopuścił się w najmniej oczekiwanym przez siebie momencie. Pozostawił po sobie jedynie fioletowy obłok, który tak przerażał innych, wszak drażnił drogi oddechowe wywołując nieuchronnie ataki przewlekłego, spazmatycznego kaszlu. Niestety nawet to, choć zwykle w takich sytuacjach skuteczne, nie pomogło Belli się ocknąć.
"Chciałbym ci pomóc, ale jak? Gdybym tylko wiedział jak..." Wysilił się, wzmógł, chcąc ją choć ogrzać, bo nie mógł jej podnieść, by nie leżała na kamieniach, które pomimo wyłożenia sianem wciąż biły chłodem, odbierając nie tylko przyjemność odpoczynku, ale i resztki nadziei. Ostatnim co zdołała pomyśleć było to, że ojciec miał rację - świętą rację! Więził ją tu demon, podpisała cyrograf diabłem najprawdziwszym i chociaż bezpieczeństwo jej krainy było czymś, z czego zapewnienia rozpierała ją duma... cierpiała. Skazała się na wieczne katusze, bo przecież bestia bestią pozostanie. Bestia będzie ją więzić, bestii się nie odwidzi. To, co ujrzała w jego oczach było pięknym kłamstwem, którym próbowała nakarmić resztki tego, co w niej zostało.
I tyle. Nie stać jej było na nic więcej.
"Nazwij to pragnienie samolubnym, ale szczęśliwym bym był, gdybyś jednak nie umarła".
Cień na ścianie wzmógł się, płomień oblał ciepłem nagie, blade ciało i chociaż wiedział, że ta i tak zapewne wyziębi się tu na dobre, to chociaż spróbuje. Nie będzie udawał, że go tu nie ma i nie było, bo jest i nic w swoim życiu nie uczynił, by miało być inaczej. Nie potrafił zaszczepić w Mrocznym żadnej cząstki dobra, lecz kto zabroni mu ochronienia jej?
Najwyżej okaże się, że tak jak sądził, sprawiedliwość umarła. Ulgę w tym stwierdzeniu przynosiło jedynie to, iż nie było ono żadną nowością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Koniec psot.