środa, 28 września 2016

Cena magii - Prolog

Był to poranek wyjątkowo piękny - błękitu nieba i ciepłych promieni słońca nie próbowała odebrać ani jedna, zupełnie zbędna o tej porze roku chmurka. Jamon ziewnął przeciągle wpatrując się w kompletną nicość, jaką to prezentowało mu sklepienie i poprawił ułożenie trzymanego w dłoni topora. Od dawna nie czuł się tak beztrosko, wszak nie miał dziś zbyt wielu obowiązków, a i te przydzielone zadania zdawały się być o wiele przyjemniejsze, gdy wspomagał go szczebiot prześlicznych ptaków, których co prawda nie był w stanie nazwać, ale wciąż podziwiał zauroczony ich piórka i głos, kiedy tylko odważyły się pokazać lub odezwać. Spokój jaki panował w siedzibie Straży Eel został jednak przerwany przez niemiłosiernie głośne trzeszczenie kół powozu, na którym to przemieszczała się dwójka kobiet - jedna młodzinka, druga wyraźnie starsza, oznaczona brzmieniem wskazującym na wiek podeszły w postaci serii zmarszczek pokrywających każdy możliwy zakątek skóry. Zaprzęgnięty był do niego jeden z koni pustynnych, w nieudolny sposób próbujący wciągnąć wszystko po dość stromym wzniesieniu. Jamon parsknął i zbliżył się do przybyszów nieco, przykrywając swoją sylwetką palące słońce.
- Powód przybycia panien w te strony poznać można? - Wycharczał ledwo, wszak język w tych stronach powszechny wciąż przychodził mu z niemałym trudem, którego nie próbował nawet ukryć - często peszył się i przepraszał za drobne, pozornie nieistotne pomyłki jakie to miały miejsce w trakcie codziennych rozmów z innymi strażnikami.
- Przybywamy z południa - zaczęła młodzinka, spoglądając na niego spod zakrzywionego ronda słomkowego kapelusza - ciocia moja, Lady Errin, została poproszona o przybycie w te strony ze względu na jej zdolności alchemiczne.
Jamon zamilkł. Zmarszczył czoło zamyślony, dając przy okazji ujście lekkiemu zmęczeniu, jakie to dało się dostrzec w niemrawym i obojętnym wyrazie twarzy. Tak, owszem, wiedział iż owe kobiety miały przybyć w te strony, jednakoż zrobić to miały dobry miesiąc wcześniej i nikt już nie sądził, aby miały pojawić się w Strażnicy kiedykolwiek. Pochłonęły je Piaski pustyni - mówili jedni, a inni wtórowali - pojmali je Rehadzccy bandyci, co pilnują wiodących tu traktów w poszukiwaniu złota. Nie znalazł się jednak nikt inny na miejsce, które Lady obsadzić miała, a i zdecydowanie nie na miejscu było odprawienie jej z kwitkiem po tak długiej i z pewnością wyczerpujących podróży, toteż oczywistym było zaproszenie jej na rozmowę z Miiko.
- Tak. Miały przybyć wcześniej. - Sapnął, ciągnąć za urządzenie służące do otwarcia bramy wejściowej. Wierzchowiec zarżał niepewnie przekraczając ją, próbując jednocześnie obadać zagadkowy, acz uroczy świat, jaki to istniał w otoczeniu kryształu. Również kobiety nie ukrywały swojego zdziwienia podziwiając przedziwnie przystrzyżone krzewy i drzewa... i zaciekawienia skrytymi pod szklaną kopułą plantacjami, pilnie strzeżonymi przez dwójkę młodych, lekko znudzonych elfów.
- Stop. - zatrzymał je Jamon i już otworzył usta by coś powiedzieć, ale wyprzedziła go w tym staruszka.
- Pozwól tu kochanieńki i pomóż mi zejść z powozu. Ja wiem, że wy tu macie milion rozkazów i procedur, które nie pozwalają wam pierdnąć w czyjejś obecności, ale zrób ten wyjątek i ramienia mi użycz.
Tak też bez słowa protestu uczynił.
- Zaprowadź mnie do Miiko, mam jej wiele do powiedzenia.
Jamon zachrumkał nerwowo.
- Ururu, poczekaj tu jeno. Ktoś musi pilnować tego garbatego głąba. - Rzekła, a dziewczyna kiwnęła głową, obserwując ich dwójkę znikająca gdzieś za zakrętem na końcu łukowatej alei. Została sama. No, nie do końca sama, bo był tu jeszcze Odyn, beztrosko obwąchujący, a nawet śmiący skubnąć nieco tutejszej trawy. Wypatrywała powrotu kogokolwiek, powoli tracąc cierpliwość, bo jedynymi postaciami, jakie mogła dostrzec w okolicy byli... cywile! Ze schroniska najpewniej, zaciekawieni przybyciem nowej, zagadkowej osoby wpatrywali się w nią bezczelnie, bez słowa i znikali. Oczekiwała przyjęcia ich w sposób cieplejszy, a przynajmniej bardziej entuzjastyczny, skoro zostały tutaj zaproszone i napotkać je musiało wiele trudów nim udało się przebrnąć przez piaski południa.
Wreszcie, kiedy powoli zaczynała liczyć liście na okolicznym drzewie zza alei wyłonił się jakiś człowiek. Był to jegomość równie wysoki co poprzedni, o skórze wskazującej na zdecydowanie zbyt długie przebywanie na słońcu i kontrastującymi z nią, lśniącymi, białymi włosami. Był pozbawiony górnej części garderoby, ale znaczną część ciała i tak pokrywały ciasno owinięte bandaże mające zapewne za zadanie chronić go przed otarciami podczas treningu.
Zbliżył się do powozu i położył na nim rękę.
- Rada bym była, gdybyś raczył się chociaż przedstawić. - W głosie dziewczyny wyczuć się dało zniecierpliwienie, ale i lekki niepokój. Czuła się tutaj dość obco.
- Valkyon. - Otworzył szerzej oczy, jakby dopiero zdał sobie sprawę z tego, że powinien się odezwać pierwszy, przerywając tym samym tą niepokojącą ciszę. - Przyszedłem pomóc ci w przeniesieniu rzeczy i wierzchowca. Witamy w Straży Eel.
- Miło mi cię poznać, Valkyonie. - Odpowiedział jej niemrawy uśmiech. - Jestem Ururu Marquez.
Wiedziała, że zaczął się dzisiaj w jej życiu nowy, istotny rozdział i chociaż obudziła się dziś pełna obaw... teraz nabrała ich jeszcze więcej. Od dawna nie czuła się w jakimś miejscu tak nieswojo, jakby każda ze ścian krzyczała... uciekaj.

2 komentarze:

  1. Kocham, kocham, kocham. Czekam na więcej do kochania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww to jest boskie XDD ale nie umiem sobie wyobrazić damskiej wersji Ururu XDD
    Nie mogę się doczekać następnych części. Zapowiada się ciekawie *-* i ten Jamon na początku mrrr XDD :3

    OdpowiedzUsuń

Koniec psot.